Skandale i skandaliki

Blue Creek to naprawdę fascynująca wioska! Populacja ok. 300 osób a liczba skandali i dramatów zawrotna. To trochę tak, jakby ktoś przeniósł dramaty warszawskie i wcisnął je wszystkie w małą wiejską społeczność.

Rada wiejska jest, odkąd pamiętam, ciągle zajęta kwestią skorumpowanego przewodniczącego. Niedawno na naszych oczach jednostka policji w ogromnym amerykańskim samochodzie przyjechała go… zatrzymać? Pięciu solidnie uzbrojonych facetów raczej nie obstawia domu ze wszystkich stron, żeby pogadać – to nie Honduras! Przewodniczący wciąż jest na wolności, wciąż oskarżony o korupcję i wciąż jest przewodniczącym. To skutecznie uniemożliwia reszcie rady jakiekolwiek ruchy, ponieważ w związku z postępowaniem (rzecz toczy się o korupcję), dostęp do jakichkolwiek publicznych pieniędzy został zamrożony. To dla nas zła wiadomość, bo Humana z zasady nie finansuje swoich projektów w całości, tylko wymaga udziału społeczności. A radzie się np. zbierać funduszy nie chce.

Ze sprawą korupcji Heraldo powiązany jest także najnowszy skandal, który nasi dzielni radni starannie wytropili i zorganizowali spotkanie, aby przejąć nim ludzi. Postaram się opisać to jak najjaśniej: chcąc osiedlić się w Blue Creek należy udać się do rady, przejść rozmowę, wreszcie zapłacić ok. 300 BZD. Działkę lub dom można później sprzedać, pod warunkiem, że będzie to za zbliżoną sumę (i, jeśli się nie mylę, rada chciałaby wiedzieć, komu). Otóż, jeden mężczyzna sprzedał właśnie taką działkę kościołowi za ok. 3 000 BZD. I to kościołowi, który już ma działkę w pobliżu tej pierwszej. Teraz rada się stresuje, bo stracili kontrolę. Naturalnie nie chcieliby, żeby byle kapitalista mógł w ich malutkim raju na ziemi zbudować co mu się podoba, większość osób mówi mi jednak, że w świetle prawa nie mogą niczego zrobić. Tym niemniej – próbują!

Radnych widuje się więc pędzących na swoich rowerach z jednego punktu do drugiego, wiecznie zaaferowanych, proszących dyrektora radia o przepisanie pisma na komputerze lub wolontariuszki Humany o wydrukowanie kilku listów. Muszę przyznać, że oprócz zastępcy przewodniczącego – Alberto, zwanego Chiko, moim czytelnikom znanego lepiej jako Faceta Który Wyrzucił Nas z Domu – reszta radnych jest bardzo w porządku, ale czasami po prostu pojęcia nie mam o co im chodzi, a może to zasady wioskowe są zbyt zawiłe (i nie mam pojęcia jak się odnoszą do właściwych praw).

Kościoły zresztą przyprawiają radę o ból głowy tak w przenośni jak mnie dosłownie. Mieszkamy teraz naprzeciw Fuente de Vida, wynajmujemy dom od pastorki (właściwie jej brata, ale on jest gdzieś w świecie). Kościół ten ma to do siebie, że: 1) zrzesza 7 rodzin, 2) msze odbywają się 5 razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota wieczór oraz niedziela rano i wieczorem), i 3) są nieziemsko długie (2,5- 3h) i głośne. Normalna rozmowa, czy nawet słuchanie muzyki podczas mszy po prostu nie ma sensu. Rada również zwróciła już na to uwagę, ale wobec poważniejszych problemów, zostawiają rozmowę z pastorką na później. Niestety…

Kościoły są 4, wszystkie chrześcijańskie, ale nie słyszałam o waśniach. Przeciwnie, jak w jednym z nich jest impreza, np. chrzciny, większość kobiet z wioski przychodzi wcześniej i piecze tortille dla gości. To dosyć budujące, zastanawia tylko: po co im 4 różne kościoły?! Ludzie do kościoła raczej chodzą, zdecydowanie bardziej niż w Polsce.

[Przerwa na poćwiartowanie skorpiona wielkości dłoni. Nie są zabójcze ale ból od użądlenia rozchodzi się ponoć promieniście wokół rany przez kilka dni. Wolę nie próbować, a w końcu do czegoś mamy te maczety.]

W Blue Creek, jak wszędzie, są też skandale obyczajowe. Wśród 50 rodzin, 4 należą do samotnych matek – rozwódek. Wbrew pozorom, rozwód to wcale nie jakaś straszna hańba we wsi. W jednej rodzinie 22-letnia panna ma 2-letniego synka. Trudno powiedzieć, jak na nią reagują strażnicy moralności, bo mieszka na samym końcu wioski i rzadko ją widuję. Nie brakuje oczywiście mężczyzn, którzy mają po dwie kobiety, w różnych wioskach, chociaż nie jest to tak rozpowszechnione jak na St. Vincent (kolejnym bardzo katolickim kraju).

Zanim Regina doszła do przeogromnej władzy, jaką daje koordynacja projektów w kilkunastu wsiach w południowym Belize, była liderką grupy młodzieżowej, a na stanowisku koordynatora znajdował się Adriano. Tych kilka rodzin, które Reginy nie akceptują, ma jej za złe, że przejęła jego pracę. Regina jednak wcale go nie wygryzła. Humana zakończyła współpracę z Adriano po tym, jak córka kobiety z którą miał romans (będąc mężem i ojcem m.in. naszego kolegi, Petera) oskarżyła go o gwałt. Sprawa poszła do sądu, Adriano został skazany na więzienie i wtedy córka poszła z matką i zmieniła zeznania.

Od tamtej pory Regina awansowała na koordynatorkę, jak wspomniałam, kilkunastu wiosek. Realizuje projekty, głównie z kakao, ogródkami warzywnymi, owcami i kurczakami, a także tutejszymi kołami gospodyń wiejskich. Niektórzy mieszkańcy Blue Creek jednak tego nie widzą, może myślą, że pracuje tylko w ich wsi, a może po prostu robią problemy (opcja bardzo prawdopodobna). Niektórzy mówią więc, że nie są zainteresowani projektami Humany, bo Humana nic nie robi. Chico próbował zbojkotować nasz dzień otwarty właśnie takim rozumowaniem. Nie mam już najmniejszych wątpliwości, że szef przysłał nas właśnie tutaj, żeby położyć kres tym oskarżeniom, ale jak mamy pracować, kiedy słyszymy (w uproszczeniu, choć niewielkim): Humana nic nie robi, więc nie chcemy żeby Humana cokolwiek robiła. W ten sposób nigdy nic się nie zadzieje.

Z drugiej strony, trudno żeby cokolwiek zadziało się w społeczności takiej jak Blue Creek. Nie jesteśmy bowiem pierwszymi wolontariuszkami, które mają problemy. Wcześniej przyjechał m.in. mężczyzna – jego przyjazd, jak każdy, został omówiony z ówczesną radą. Jednak po jego pojawieniu się, radni stwierdzili, że oni o niczym nie wiedzieli, i facet musi wyjechać. Wyjechał. Wiem też o co najmniej jednej wolontariuszce z Korpusu Pokoju, która co prawda nie została wyrzucona, ale nie wytrzymała (sytuacji podobnych do naszej) i po kilku miesiącach zrezygnowała. Tam ponoć rolę grała zazdrość, bo Katie sama wybierała swoich przyjaciół (granda!), i spędzała czas z kim chciała. Zostało mi mocno zasugerowane, że któryś z obleśnych starych pryków miał na Katie zakusy i uczynił jej życie (projekt?) zbyt trudnym, żeby tu została. Korpus Pokoju ma dwuletnie misje, więc raczej trudno „zacisnąć zęby i jakoś to będzie”.

To oczywiście wszystko pogłoski, w które jednak coraz łatwiej wierzę, im więcej dowiaduję się o Blue Creek. Wiem już, że ktoś znów o nas mówi, że wychodzimy wieczorami z chłopcami (bo dziewczyny po prostu nie wychodzą z domów!), no i że Alessia zbyt często widywana jest z jednym z młodzieńców. Biedni strażnicy moralności nie mają pojęcia, że młodzieńcy są często zjarani całymi dniami, a wieczorami potrafią wypić butelkę rumu we dwóch, po czym się do nas przystawiać. Jednak to my jesteśmy złe, nie wiem, może ich kusimy faktem, że z nimi rozmawiamy…? Znam co najmniej 3 osoby, które piastują wysokie jak na wioskę (a nawet najwyższe) stanowiska, a których prawie nigdy nie widziałam trzeźwych.

O moralność trzeba jednak dbać, dlatego w przepięknej rzece należy kąpać się w ubraniu. Oczywiście jeżeli należy się do pewnej grupy wiekowej, powiedzmy między 10 a 50 lat. Pozostali kąpią się nawet nago. Kąpanie w ubraniu jest o tyle problematyczne, że sporo osób przychodzi do rzeki aby się umyć. My staramy się relaksować w górze rzeki, gdzie umieszczony jest mały resort. Ponieważ brzeg rzeki należy do państwa, przez resort można spokojnie przespacerować. A ponieważ spędzamy wieczory m.in. z menedżerem resortu, i ponieważ nie ma aktualnie żadnych turystów, to za dnia chodzimy popływać właśnie tam, w międzyczasie wygrzewając się jak te jaszczurki (Jesus Christ Lizards, bo chodzą po wodzie!) na specjalnym małym pomoście. Większość ludzi się tam nie zapędza, więc podejmujemy ryzyko i kąpiemy się w samym bikini.

Tyle na temat moralności, zostały nam jeszcze 4 miesiące (jak to się stało?!) i postaramy się wytrwać i zdziałać tak dużo, jak tylko się da. Wydaje się, że mamy poparcie większości społeczności + dyrektora szkoły i przynajmniej kilku radnych. Dopóki nas oficjalnie nie wyrzucą (na jakiej podstawie?) – zostajemy!

DSCN4047    OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dodaj komentarz