Tymczasem praca… oraz dom

Nasza praca póki co idzie ok, choć monotonnie – kończymy nasze ankiety z mieszkańcami: zrobiłyśmy 33, zostało nam ok. 10 domów, ale nie wszyscy chcą rozmawiać. Zwykle w domu są tylko kobiety, i zazwyczaj to nie stanowi problemu, ale czasem boją się rozmawiać bez męża. Czasem znowu w grę wchodzi małomiasteczkowa polityka – jak na tak małą społeczność, jest tu wyjątkowo dużo „stron”, które się serdecznie nienawidzą. A jedną ze stron jest Humana, reprezentowana tu przez 25-letnią koordynatorkę regionu – Reginę. No a problem z Reginą jest taki, że jest kobietą na odpowiedzialnym stanowisku, a do tego nie ma męża i nosi spodnie.

Reginy łatwo jest nie docenić. Wydaje się trochę taką cichą myszą, która nie lubi konfliktów. Jednak sam fakt, że nie ma męża, nosi spodnie, a żeby dostać tę pracę wyjechała kilka lat temu na roczne szkolenie do Zimbabwe wbrew woli rodziców świadczy, że to tylko pozory. Ostatnio zresztą dała wspaniały przykład swoich możliwości, w mistrzowski sposób prowadząc spotkanie pomiędzy Alessią i mną a naszymi gospodarzami – Benitą i Alberto.

Z jakiegoś powodu Benita i Alberto, którzy udostępniają nam jeden ze swoich domków (tutaj każdy ma kilka małych domków na jednej działce + latryna, prysznic, itp.), ubzdurali sobie, że są za nas także odpowiedzialni osobiście. Ostatnio udało nam się wreszcie nawiązać kontakt z młodymi ludźmi z wioski (fakt, że są to głównie chłopcy, dziewczyny ok. 20. roku życia mają już po 2 dzieci) i zaczęłyśmy spędzać z nimi czas wieczorami. Trochę dla budowania zaufania pod przyszłe projekty, a trochę dla towarzystwa. Czas spędzamy więc rozmawiając na płycie boiska do siatkówki, przy głównej drodze, gdzie każdy może zajrzeć. W wioskowej atmosferze inwigilacji nawet nie ma mowy o alkoholu. Najwyraźniej jednak, Alberto postanowił traktować nas jak córki i zrobił z tego powodu awanturę. Miał nawet kajecik, w którym, jak się okazało, skrzętnie zapisywał godziny naszych przyjść i wyjść. Wszystkich spotkań i dyskusji tu nie streszczę, dość powiedzieć, że była ich cała seria, w wyniku czego ustalono, że Alessia i ja jesteśmy niezależne, a o nasze bezpieczeństwo martwi się Regina. Następnego dnia były przeprosiny i wyjaśnienia, ale mamy wrażenie, że Alberto nie jest usatysfakcjonowany i będzie parł. Rzecz w tym, że odkąd policja aresztowała pierwszego szefa wioski za korupcję, Alberto jako zastępca pełni tę funkcję, w związku z czym jeśli postanowi nas wyrzucić z domu, to i w Blue Creek nic nie zdziałamy i będziemy musiały gdzie indziej zaczynać od nowa.

Poza ankietami wpadają nam czasem inne zajęcia ku przerwaniu monotonii. W piątek na przykład byliśmy (Alessia, Regina i ja, a także ekipa Humany z głównego biura: Nelson, Jaime i don Santos) w pobliskiej St. Theresa na pikniku zdrowotnym organizowanym przez wolontariuszki z Korpusu Pokoju. Poza tym, że mieliśmy swoje stoisko o cudownych właściwościach drzewa moringa (Humana na całym świecie ma pierdolca na punkcie moringi!), organizowaliśmy też quiz z nagrodami. Ja poza tym robiłam za reportera, nagrywając wywiady z innymi organizatorami dla „naszego” radia Ak’kutan, jako że jego dyrektor był zajęty prowadzeniem tejże imprezy. Ak’kutan to stacja radiowa, nadająca na całe Toledo (jeden z 6 dystryktów Belize), której siedziba znajduje się akurat w Blue Creek. Szef radia – Aurelio – jest otwarty na wszelką kooperację, zresztą sam chętnie porusza tematy ważne społecznie, dlatego mamy nadzieję nawiązać bardziej regularną współpracę. Piknik był dla nas także okazją do nawiązywania kontaktów: poznałyśmy lepiej dziewczyny z Korpusu Pokoju (do tej pory widywałyśmy się przy internecie w mieście), a także zagranicznych i lokalnych lekarzy, współpracujących z organizacjami np. przy mobilnych klinikach we wsiach. Przy okazji Nelson i Jaime przywieźli nam w prezencie górę ananasów i wielkie pudło bananów – prosto z plantacji Humany.

Szkolna drużyna siatkówki dziewcząt zdobywa kolejne etapy turnieju, w związku z czym dyrektor poprosił żebyśmy z nimi pograły zamiast popołudniowych lekcji dwa razy w tygodniu. Ja, trenująca drużynę siatkówki! Świat staje na głowie… W piątkowe popołudnia Regina organizuje dla klas 4-6 zajęcia: szycie, ogrodnictwo, tworzenie znaków i tablic informacyjnych… Tutaj dzieci nie uczą się byle czego, większość zajęć praktycznych czemuś konkretnemu służy.

Kto widział zdjęcia, ten wie, że udało nam się wrzucić także 2 dni wolnego nad morzem – świętowałyśmy moje urodziny w karaibskim stylu w miejscowości Placencia na północy Toledo. Spędziłyśmy wyjątkowo miły dzień, poczynając od jazdy autostopem (powódź), poprzez wspaniałe jedzenie i picie, na hotelu na plaży kończąc. Hotel, poza dogodną lokalizacją i wyjątkowo przystępną ceną 23 USD za dwójkę, miał jedną, nieoczekiwaną zaletę: ciepłą wodę! Od opuszczenia St. Vincent nie udało mi się wziąć ciepłego (czy chociaż letniego) prysznica, nawet w poprzednich hotelach! Poznałyśmy miłych ludzi, a bardzo sympatyczny sprzedawca pamiątek i marihuany zagrał i zaśpiewał mi w barze „100 lat” w wersji Garifuna. Podsumowując: super wakacje!

Poza tym, w raczej nieczęstym wolnym czasie staramy się ogarnąć naszą grządkę (mamy do dyspozycji koszmarną, gliniastą ziemię, ale nasiona jakoś się przebijają), do-urządzić domek, napisać parę słów na bloga projektu, porysować z dzieciakami i skomunikować z rodziną i przyjaciółmi. Jak to wychodzi – sami wiecie…

Dodaj komentarz