Dziś:
- nauczyłam się jak się uprawia, zbiera, dojrzewa i sprzedaje banany,
- jadłam owoce prosto z palmy,
- gadałam ze staruszkiem z dreadami i jointem jak cygaro „I wake up in the morning, I smoke, and everything is fine,”
- dowiedziałam się, że nawet lokalni bosi narkotykowi nie są zbyt niebezpieczni,
- oraz że zioło jest w tym roku tanie, bo była nadprodukcja,
- przeszłam prosty ale urokliwy szlak The Palm Trail…
- na którego końcu skakałam ze skał do morza 🙂
Żeby nie było: umyłam też kible oraz podłogę w kuchni, dostałam odcisków od japonek i oparzenia słonecznego.