I znowu na St. Vincent

Co się dzieje? Nie pisałam jakiś czas, bo niewiele się działo, a poza tym byłam zajęta 😉 Paradoks? Skądże! Po prostu sprawy, którymi się od powrotu na St. Vincent zajmuję nie są wcale bardziej fascynujące, niż Wasza codzienność. Nawet pogoda zdaje się sugerować polski listopad, z szarymi dniami pod niebem zasnutym ciemnymi chmurami. Fakt, cieplej nieco niż w kraju, ale za to komary iście tropikalne!

Czym się obecnie zajmuję? Ano wszystkim. Nasz instruktor, David, wyjechał na 3 tygodnie, tak jak Mahsa, inna instruktorka. Przez to Alessia i ja zostałyśmy awansowane do zaszczytnego grona nauczycieli. Same się sobą zająć raczej potrafimy, ale sprawy z grupą Mahsy to już bardziej skomplikowana historia. Dajemy radę, chociaż najmniej czasu mamy na realizację własnego programu.

Czym jest nasz program? Poza dalszą częścią zadań teoretycznych i egzaminów mamy do przygotowania i opublikowania tzw. produkty. Mogą być one różne, a nawiązywać powinny do naszego pobytu w Belize. Alessia przygotuje serię krótkich filmów, bowiem już przed przyjazdem tutaj się tym zajmowała. Ja – napiszę. Po angielsku – z góry przepraszam, no ale taka specyfika programu.

Co poza tym? Szkoła znowu pustoszeje. Z końcem kwietnia najliczniejsza grupa – 8-osobowa – wyjeżdża. Jedna osoba planuje zostać dłużej, może na stałe. Oprócz nas jest jeszcze Chinka – Sixia, która planuje zostać do końca sierpnia. Nowa ekipa („nasza” do powrotu Mahsy) zaczyna się właśnie zjeżdżać, ale to raptem 3 lub 4 osoby. Do tego 3 wolontariuszy z Workaway: Brazylijka, która pomaga w promocji, Hiszpan jako instruktor nurkowania i złota rączka, oraz Szwedka, która zajmie się końmi. W maju 5 nowych osób, ale tylko na miesiąc. Od czasu do czasu jakiś gość zatrzyma się wystarczająco długo aby dać się poznać. Na stałe będzie nas tu jednak około 15-20 osób. To dosyć mała grupa na tak olbrzymim terenie. Jasne, w kuchni jest mniej zmywania, ale obejściem i tak trzeba się zająć: ogarnąć ogród, posprzątać łazienki i korytarze, zorganizować wydarzenia dla okolicznych dzieciaków, posadzić drzewa, upiec chleb, przetworzyć dojrzewające w tym samym czasie kilogramy mango, papai, wiśni… Tak, raczej nie będziemy się nudzić.

Ma to swoje dobre strony, bo tworzenie tych naszych produktów jest mało produktywne przy obecnej liczbie osób. A może to ogólna zajętość nie pozwala się skupić? Rozważamy wykorzystanie zaoszczędzonego budżetu grupowego na kilkudniowy pobyt na jednej z wysp coby złapać trochę natchnienia i na poważnie zająć się produkowaniem. Szkoła próbuje nas wypchnąć aby poopowiadać o projekcie w którymś z sąsiednich krajów, ale związane z tym zbieranie funduszy mało nam się marzy. Pożyjemy, zobaczymy…

Wgryzienie się z powrotem w tutejszą rutynę jest dużo trudniejsze niż się spodziewałyśmy. Powrót do cywilizacji jest brutalny i przybijający, nawet jeśli większość z Was, przyjeżdżając z Europy, nie nazwałaby St. Vincent „cywilizacją”. Po 6 miesiącach „prawdziwego” życia, pełnego bodźców, wydarzeń, akcji, problemów, ale naszego, własnego, najprawdziwszego… realia szkoły, nawet tak nietypowej jak Richmond Vale Academy, wydają się doprawdy… nierealne.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dodaj komentarz